khajitt
Fan M&A
Dołączył: 27 Mar 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 18:52, 12 Cze 2006 Temat postu: Pastisz niejakiej Sethariel by me |
|
|
Pastisz Seth
Ciemność. Gniew. Cierpienie. Zawiść.
Twoje dłonie, zaciśnięte w pięści, raz po raz uderzają w moją twarz. Twoje złote oczy patrzą na mnie z wściekłością. W bezsilnej furii klęczysz na mnie i mnie bijesz. To tak łatwe, mój bracie. Łatwo się mścić, prawda? Masz powody. Zadałem ci ból. Zabrałem ci przyjaciela i wiarę. To niesprawiedliwe, wiem. Ale ty zabrałeś mi o wiele więcej. Zabrałeś mi wszystko. Żyjesz dzięki mnie. Dzięki mojej śmierci. Żyjesz, bo ja umarłem jako małe dziecko. Wiem, to nie jest twoja wina. Ale potrafię jedynie nienawidzić. Więc cię nienawidzę.
Czy tak musi być? Czy życie ma początek w cudzej śmierci? Czy szczęście zależy od cudzego cierpienia? Nie, mój bracie. Ale z nami tak musiało być. Musiało? Nie! Ja tez miałem się śmiać, przyjaźnić i żyć, tak jak ty. Ale jeden z nas musiał umrzeć. Dlaczego ja?
Tak, bracie, wiem, co zrobię. Zabiję cię. Dlaczego to ty mogłeś żyć?
Bijesz mnie coraz słabiej. Już nie jesteś pewien, czy tego chcesz. Jednak mnie bijesz. Czerpiesz siłę wyłącznie z wściekłości. Złote kosmyki rozplatają ci się. Tak, bracie, jesteś silniejszy. Rany, które mi właśnie zadałeś, krwawią. Czy mam umrzeć po raz drugi? Nie, nie umrę. Tym razem ty umrzesz. Za kilka chwil osłabniesz. Ból, jaki mi zadajesz, jest niczym wobec cierpienia, jakie zadawał mi każdy twój oddech, uśmiech, krok. Każda chwila twojego życia kosztem mojej śmierci. Okładasz pięściami kolejne znajome twarze. Twoje uderzenia są coraz słabsze.
Chcesz zobaczyć moją prawdziwą twarz. Blednę. To, co teraz zobaczysz, odwróci twój los. Mój też. Chcesz to zobaczyć? Zbieram wszystkie siły i zrzucam maskę. Widzę wielkie zdziwienie w twoich oczach. Wydaje ci się, że patrzysz w lustro. Nie, bracie. To moja prawdziwa twarz. Dotykasz rozsypanych kosmyków moich złotych włosów. Inaczej patrzysz w moje złociste oczy, identyczne z twoimi. Już nie powstrzymujesz łez.
Pozwalam moim oczom patrzeć głęboko w twoje. Widzę każde twoje cierpienie. Widzę dwukrotną utratę twojej prawej ręki. Widzę twoją daremną próbę wskrzeszenia naszej mamy. Naszej? Tak, bracie. Przypomniałeś mi to słowo. I widzę, że i ty widzisz moje cierpienia. Obaj cierpieliśmy. Już nie patrzysz z nienawiścią. Współczujesz mi. I ja ci współczuję. Wystarczyła ta chwila, to spojrzenie, i nauczyłem się tego. Bałem się współczuć. Przecież współczucie niszczy zazdrość, prawda? A ja sam jestem zazdrością. Ta jedna chwila mnie zmieniła. Nie całkiem. Ale już nie jestem taki sam. Już nie chcę wyrwać ci rąk, przeciwnie. Chcę ucałować twoje omdlałe ręce, które przed chwilą mnie biły. I ty chcesz ucałować rany, które przed chwilą mi zadałeś. Podejmuję trudność i uśmiecham się życzliwie. Co dalej, bracie?
Wstajesz. Łzy spływają ci po twarzy. Podajesz mi rękę i pomagasz wstać. Jestem wyższy od ciebie, a mimo to mi nie zazdrościsz. Bracie, potrafisz mi współczuć. Czy jesteś w stanie mi przebaczyć? Podchodzisz do mnie. Chcesz mnie objąć. Pochylam się. Twoje łzy mieszają się z moją krwią. Tak powinno być od zawsze. Czy to moja wina? Nie tylko. To też wina naszego ojca, który zostawił rtęć na wierzchu. Ty, bracie, widzisz, jak musiałem cierpieć, zanim umarłem. Wystarczyła odrobina rtęci, aby nas rozdzielić, i jedno spojrzenie, aby nas połączyć. Bracie, możesz mnie jeszcze uratować. Mogę stać się człowiekiem. Ale musisz mi pomóc. Chcesz. Czuję to. Łączysz dłonie i swoją mocą próbujesz mnie odnowić. Wyczerpuje cię to. Mdlejesz. Biorę cię na ręce i już wiem, co zrobię. Dla mnie. Dla ciebie. Dla nas.
***
Otwierasz oczy i mnie widzisz. Siedzę przy twoim łóżku, czuwam przy tobie. Z uśmiechem odgarniam długie, zielone włosy z twarzy. Dziwisz się i jest ci wstyd, że nie udało ci się mnie wskrzesić. Ale ja się uśmiecham. Przecież to ja ci przeszkodziłem. Zrzucam maskę. Udało ci się, bracie, już nie jestem potworem. A nam udało się zrobić coś znacznie lepszego. Nie zrobiłem tego i ty tego nie zrobiłeś. My to zrobiliśmy. Dzięki tobie na nowo odkryłem to słowo. Skierowałem twoją moc wskrzeszenia gdzie indziej. Ku dwóm innym, jeszcze cudowniejszym słowom. Ku osobie, za którą tęskniłem jeszcze bardziej niż za życiem.
Przez chwilę z radością wpatrujemy się w nią, potem zrywamy się i do niej biegniemy. Przytulamy się do niej, mimo, że obaj mamy ponad szesnaście lat. Śmiejemy się wszyscy czworo, bo i Al do nas dołączył. Nasza mama. Tak, bracie, już nie twoja. Ale chyba tego chciałeś? Nasza mama chce coś powiedzieć. Do kogo?
-Ted, ty głuptasie.
Tak, jestem głuptasem. Mogłem sam w pełni odzyskać ciało. Ale wciąż jestem homunkulusem, tylko trochę ludzkim i dużo lepszym. Ale to nieważne. Przecież mamy naszą mamę, prawda, Edziu? Jesteśmy szczęśliwi. Tak powinno być zawsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|